środa, 5 października 2016

Język polski


Hihihi... dwudniowa obsuwa... może nikt nie zauważy...
Cześć! Przyszła w końcu jesień jaką uwielbiam. Mokra, deszczowa i kolorowa (na swój sposób). Cud akurat chciał, że mogę siedzieć w domu i podziwiać wszech-cudowność kiedy jest jeszcze jasno. Klasa pojechała w Bieszczady, a ja zostałam... i nie chodzi tylko o to, że mam już trochę dość gór po wakacjach. Intuicja mi podpowiadała, że nie warto, szczególnie patrząc na to co ostatnio dzieje się wśród mojej klasy.
Jak pewnie większość z was się zorientowała jestem na kierunku ścisłym w szkole. Oznacza to tyle, że matmę kocham, a fizyki nienawidzę. Odkąd uczęszczam do tego uroczego miejsca, mam zaszczyt odbywania lekcji z najgorszą polonistką wszechczasów, pieszczotliwie nazywamy ją Dolores. Znudzeni więc solidarnie zastanawiamy się na co nam ten język polski. Słysząc anegdotę o dostaniu się na kierunek techniczny z pomocą punktów z matury z polskiego, wysunęliśmy wnioski: Język polski żywi nas i ubiera.
Chyba dostałam się w znów w szpony artblocka. Nie dość, że rysuje krzywe derpy, to jeszcze zdjęcia jakieś brzydkie, nawet po obróbce, słowa nieskładne. Nawet nie maluje paznokci, bo nie chce żeby wszyły krzywo. Zahacza to już o jakieś problemy psychologiczne? Nawet nie mam ostatnio, żadnych fajnych pomysłów... ktoś wie, jak się wydostać w tego stanu?
Rzucę wam tu jeszcze bonus. Rysunek z czasu ostatniego, naprawdę krzywy. Petronela twierdzi, że narysowałam siebie. Ja wiem swoje i twierdzę, że nie mogę być to ja. Złotych oczu nie mam. Za to końcówkami w odcieniu stonowanego różu bym nie pogardziła.
Miejcie dobry tydzień! Ja wracam do rozmyślań nad życiem, szczęściem i rzeczami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz